– Mamo, a ja zapomniałam kupić cukru – przypomniało się Natalii.
– Jest cukier puder, wiem, bo sama wyjadałam – odezwała się Ida. – A propos, czy wiecie, że cukier jest potworną trucizną dla organizmu?
– Ale nie puder – powiedziała Natalia z wielką pewnością – Skoro go wyjadają doktorzy medycyny...
– Praesente medico nihil nocet.
– Jest cukier puder, wiem, bo sama wyjadałam – odezwała się Ida. – A propos, czy wiecie, że cukier jest potworną trucizną dla organizmu?
– Ale nie puder – powiedziała Natalia z wielką pewnością – Skoro go wyjadają doktorzy medycyny...
– Praesente medico nihil nocet.
{Małgorzata Musierowicz, Pulpecja}
Czy ktoś pamięta 'całuski' sprzedawane z okienka na ulicy miasta? Okrągłe, z dziurką, puszyste, obsypane cukrem-pudrem.
W Szczecinie można je było dostać pod 'arkadą' bloku przy placu Żołnierza Polskiego. Smak dzieciństwa nie do zapomnienia. Zwłaszcza w ponury, chłodny dzień.
A potem zniknęły okienka z 'całuskami', jabłkami w cieście i świeżo wyciskanym sokiem z marchwi. Cóż, postęp nie zawsze oznacza zysk na jakości.
A potem zniknęły okienka z 'całuskami', jabłkami w cieście i świeżo wyciskanym sokiem z marchwi. Cóż, postęp nie zawsze oznacza zysk na jakości.
Udało mi się przywołać ten smak w drożdżowych racuchach. Bo w niedzielę wczesnym popołudniem poczułam racuchowy imperatyw.
Przepis? Zupełnie spontaniczny. Mąka, trochę drożdży, trochę cukru, wanilii, mleko, odrobina śmietany, dwa jajka. Bez liczenia, bez mierzenia. Mój ulubiony sposób gotowania.
A efekt idealny.
Do tego koniecznie cukier-puder. Ale był też dżem pomarańczowy, miód, a nawet parmezan...
Od tygodnia nie widziałam promyka słońca. Trzeba więc sobie jakoś radzić.
32 dni do wiosny...
Odliczam...
Oh, moja ukochana Jeżycjada! :D
OdpowiedzUsuń:) Dopiero doczytałam, że Jeżycjada ciagle w toku - jeden tom w 2012, kolejny w przygotowaniu. Mam nadzieję, że z tych książek korzysta więcej osób, niż tylko te co zaczęły cykl 20 lat temu i przepadły w lekturze...
Usuńmmmmmmmmmmm uwielbiam :) Pyszne:) Piekne zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńpysznie wyglądają ;D
OdpowiedzUsuńJak 32 dni, to wytrzymamy! Hm, teraz i ja mam ogromną ochotę na racuchy!
OdpowiedzUsuń:-)), też robię je zawsze "na oko" do konsystencji gęstej śmietany ;-). Oj my również odliczamy dni do wiosny, na szczęście to już bliżej niż dalej...
OdpowiedzUsuńPs. Całuski nie tak dawno jak w piątek wspominałam z koleżanką, prawdziwy smak dzieciństwa :-).
Super, że ktoś je pamięta! :)
UsuńRacuchy to coś co wszyscy uwielbiamy, też co jakiś czas serwuje takie danie mojej familii ;) Twoje wyglądają bardzo pysznie, cudne zdjęcia!!!!
OdpowiedzUsuńJa też czekam na wiosnę, bardzo bardzo!!!!
Pozdrawiam gorąco!!!!
kocham Twoje fotki! ale bym zjadła:D
OdpowiedzUsuńAle dawno nie jadłam racuchów! Twoje wyglądają niezwykle kusząco... mniammm...:))
OdpowiedzUsuńJa też odliczam... byle do wiosny!!
Pozdrowienia!
Racuchy palce lizac!:)))
OdpowiedzUsuńDominiko nie tylko Ty odliczasz dni do wiosny! Ja również już marzę o słonecznych dniach. Po wczorajszym przejrzeniu i przeczytaniu Twojego poprzedniego posta zaopatrzyłam się nawet w pięknego, pachnącego hiacynta :) Racuchy wyglądają prze smacznie i jak zwykle zaserwowałaś nam piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńCieszę się z Twojego hiacynta. Gdyby nie one pomyślałabym, że się cofnęłam w czasie do końca listopada (czytaj: szaro, zimno, beznadziejnie i jeszcze powrót śniegu).
Usuńosładzanie oczekiwania na wiosnę - chcę i potrzebuję.
OdpowiedzUsuńWyglądają mega-apetycznie :)
OdpowiedzUsuńJa też już chcę wiosny!
Racuszkami się uraczę :)
OdpowiedzUsuńZjesz bez czekolady??? ;)
UsuńJeszcze posypane poziomkami i dla mnie ideał!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
:) Tylko trochę jeszcze trzeba na poziomki poczekać...
Usuńale pyszotki u Ciebie ;)
OdpowiedzUsuńplacuszki -racuszki ! kocham , najbardziej babcine ;D z cukrem pudrem oczywiście ;)
OdpowiedzUsuńObłędne!
OdpowiedzUsuńUważam, że właśnie tak powinno się umilać sobie czas oczekiwania na wiosnę:-)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia!
Całuski można było kupić również w kiosku w parku koło Orłów. Obecnie są dostępne (jeszcze kilka miesięcy temu na pewno) w jednej z budek na przeciwko Galaxy. Smak dzieciństwa przypomina, ale na 100% lepsze są domowe ;)
OdpowiedzUsuńO! Muszę to sprawdzić. Choćby ze względów sentymentalnych.
UsuńJeszcze nigdy nie robiłam racuchów, na twoich zdjęciach wyglądają tak smakowicie - zachęcająco, że mam wielka ochotę na racuchowo-kulinarne experymenty :)
OdpowiedzUsuńU mnie na blogu czeka na Ciebie wyróżnienie
http://kiosc.wordpress.com/2013/02/15/wyroznienia/
Pozdrawiam
Kaśka
Dziękuję i cenię, że to za wszechstronność. I koniecznie zachęcam do zrobienia racuchów. Naprawdę proste - mieszasz składniki do uzyskania ciasta o konsystencji gęstej śmietany. Smażysz. I wcinasz. :)
UsuńCałusków nie pamiętam... ale Twoje racuchy przywołują pamięć o racuchach św.p. prababci... oj cudowne robiła... a Twoje wyglądają naprawdę pięknie, ich zapach czuję tutaj.
OdpowiedzUsuńOdliczam dni z Tobą! Bardzo mocno odliczam! :)
albo polane miodem :D
OdpowiedzUsuńMetoda na oko to i moja metoda zwłaszcza na placki, placuszki, racuchy, racuszki i naleśniki:-). U mnie już wiosna przynajmniej od 2 dni i mam nadzieję że już tak zostanie. Mam w ogrodzie pierwsze przebiśniegi a i żąkile już tuż tuż:-)
OdpowiedzUsuńpyszności, aż zgłodniałam ;)
OdpowiedzUsuń