niedziela, 26 stycznia 2020

Zapleć!

Habit is a cable; we weave a thread of it each day, 
and at last we cannot break it.
{Horace Mann}


Wszystko pięknie, tylko co z tymi kablami? 




- Trzeba je schować w ścianie.
- O nie! Tylko nie to. Tylko nie kucie... Pył będzie wszędzie. I jeszcze szpachlowanie... Może użyjemy gotowej maskownicy? Pomalujemy ją na kolor ściany, w końcu tak dużo tego kabla nie ma na widoku... 
- No nie wiem. Zobaczymy. 

[Kilka godzin później po nabyciu gotowego profilu maskującego w znanym hipermarkecie budowlanym] 

- Chyba jednak nie będzie to wyglądać super... 
- Nie, to nie jest rozwiązanie w naszym stylu. 
- ... 

I wtedy pojawia się on. Pomysł Nieoczywisty. 

A za Pomysłem kosz sznurków, motków, wełen i innych dobroci. 
I węzeł spiralny. 

I okazuje się, że czasami zamiast na siłę coś chować, warto to upiększyć i zostawić na widoku. 






wtorek, 2 stycznia 2018

3 x mleko proszę!



Get off your horse and drink your milk
{John Wayne, likely}




Mówią, że pochodzi z Nikaragui.
Mówią, że za jego powstaniem stoi przepis z etykiety puszki (skondensowanego) mleka, co z kolei miało na celu zwiększenie sprzedaży tego produktu w Ameryce Południowej i Łacińskiej.
Jednak co by nie mówiono, każdy powinien spróbować tego ciasta (czy raczej mlecznego deseru?), aby móc samemu coś na ten temat powiedzieć. Najpewniej: "Mmmm..."


Skąd wziął się pomysł?
Z założenia potrzebowałam deser pasujący do chili con carne, które podawałam gościom pewnej soboty. Jednak wewnętrzny entuzjazm nie przemógł braku sił i czasu... Więc dopiero kiedy po gościach nie został już żaden ślad, ni niepozmywany talerzyk, ni echo rozmów przy tequili, siły zostały nieco zregenerowane i nastał dzień wolny od pracy, wtedy to powoli, spokojnie i z troską powstało moje pierwsze pastel de 3 leches.

A że w najbliższych planach nie było już gości, jedliśmy z mężem to ciasto kolejne 3 dni, rano do kawy (ja), po południu ( ja i on) i nawet wieczorem (on). I z każdym dniem było ono jakby lepsze i wciąż zaskakujące. Tą mlecznością i nutą kardamonu i niesłodką śmietanką na mocno słodkim spodzie.

Ale do rzeczy, a raczej - do przepisu! Bo opisem to jeszcze nikt nigdy się nie najadł.


Tylko odrobinę zmodyfikowany przepis od niezawodnej autorki mojewypieki.

Ciasto:
110 g masła
250 ml mleka 3,2%
4 jajka
1 szklanka cukru
2-3 łyżeczki naturalnego ekstraktu z wanilii
2 szklanki mąki pszennej
2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli

1/2 łyżeczki świeżo zmielonego kardamonu

Mąkę, proszek, sól, i kardamon przesiać do miski.
W rondelku roztopić masło w mleku, ostudzić aby było tylko ciepłe.
Jajka ubić mikserem z cukrem i ekstraktem waniliowym. Cukier można dodawać stopniowo w trakcie ubijania - masa ma być puszysta i lekka.
Do pianki jajecznej dodać w 2 turach mąkę z dodatkami oraz mleko z masłem.
Przelać do prostokątnej formy (o wymiarach ok. 20x30cm) wyłożonej papierem do pieczenia.
Piec w temperaturze 160ºC przez około 35-40 minut (do suchego patyczka). 

Mleczna mieszanka:
300 ml skondensowanego słodzonego mleka
350 ml skondensowanego niesłodzonego mleka
200 ml śmietany kremówki 30%
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii


Upieczone ciasto studzić przez 10 minut. Tak przestudzone ciasto trzeba gęsto ponakłuwać wykałaczką. 
Następnie powoli, łyżka po łyżce, nasączać ciasto przygotowaną mieszanką mleczną. 
Zajmuje to trochę czasu, czasem trzeba nadmiar płynu zlać z formy i kontynuować nasączanie, aż cały mleczny płyn zostanie wchłonięty przez ciasto. Nasączone ciasto należy schłodzić w lodówce przez kilka godzin.***

Przed podaniem ubijamy 500 ml schłodzonej śmietany 36% z łyżeczką ekstraktu waniliowego. Pokrywamy ciasto warstwą śmietany i posypujemy prażonymi płatkami migdałów.

***moim zdaniem ciasto jest najlepsze na drugi dzień ( i kolejny też...), kiedy wszystkie smaki dobrze się ze sobą skomponują.



środa, 3 maja 2017

Masz babo koszyk?!

Even the simplest wicker basket can become priceless when it is loved and cared for through the generations of a family.


{Sister Parish}



Gdzie się podziały tamte koszyki? - chciałoby się zanucić. Bo kiedy postanowiłam zrealizować pomysł koszykowej dekoracji, okazało się, że najbardziej czasochłonnym etapem przedsięwzięcia będzie zebranie tych głównych bohaterów zamieszania. 

Wydawać by się mogło, że w czasach, gdy portale aukcyjne i te wymiany sąsiedzkiej oferują wszystko i w każdej ilości, stare, poczciwe koszyki plecione będą wołać do ciebie z ekranu monitora: 'Wybierz mnie! Wybierz mnie!', a ja będę podpierać dłonią podbródek głowy ciężkiej od dokonywania wieloetapowych selekcji...

Ale nie. Bardzo nie tak. Bo starych koszyków raczej było brak!

Zebranie tej małej gromadki zajęło trochę czasu, przez co projekt z kategorii 'szybka akcja' zmienił się w 'akcję poszukiwawczą'.

Pomógł sklepik pewnej bloggerki (TU) oraz kilku starych znajomych: olx, allegro i TK Maxx.

Dalej też miało być górki. W cieple majówkowego słoneczka i z pieśnią na ustach miałam swoje plecione zdobycze malować, lakierować i mocować na ścianie balkonu. I w zasadzie wszystko właśnie tak się odbyło, z tą drobną różnicą że bez ciepła majówkowego słoneczka i bez rzeczonej pieśni.
Z tym mocowaniem to też ciut inaczej, bo dokonał tego Mistrz Mocowań uzbrojony w nową wkrętarkę w szokującym czasie poniżej 3 minut.


Koniec końców, mój balkon jest gotowy na sezon. Sezon chyba jednak nie jest gotowy na balkon, biorąc pod uwagę prognozę pogody.
W sumie nawet trochę żałuję, że koszykowa kompozycja nie znalazła się gdzieś po ciepłej stronie wnętrza (czytaj: w mieszkaniu), tak mi się podoba, jednak fizycznej niemożliwości pokonać się nie da. Co to za zjawisko? 

Brak wolnych ścian.


I tym optymistycznym akcentem tymczasem kończę i słońca życzę.




wtorek, 8 listopada 2016

Makrama


With a piece of rope, you can do magic. 
{Philippe Petit}


Pierwsza od czasów szkoły podstawowej i zajęć praktyczno-technicznych.
Jest sentyment, jest relaks, brak planu - bo pleciesz te sznureczki jak ci wyobraźnia podpowie. I oceny już nikt nie postawi. Same zalety na coraz dłuższe i zimniejsze wieczory.



wtorek, 27 września 2016

Skrzyneczka




Age appears to be best in four things; old wood best to burn, old wine to drink, old friends to trust, and old authors to read. 
{Francis Bacon}



Kupiona dawno temu w ówczesnym amoku nabywania robótkowych narzędzi lutownico-wypalarka tkwiła gdzieś na dnie kartonu przez długi czas. 
Z kolei drewniana skrzyneczka, w której niegdyś przyjechały jakieś kupione online kubki, surowa i bez wyrazu, wędrowała bez celu między szafkami. Kilka tygodni temu nieoczekiwanie została zaolejowana (bo stała pod ręką, a akurat olejowaniu uległ kuchenny pomocnik-wyspa), by dalej trwać w oczekiwaniu na jakiś cel, jakąś funkcję.


Może to drewno nie było stare. I nawet ciężko nazwać to drewnem sensu stricto, bo to sklejka raczej, choć wciąż drewniana... ale rzeczywiście paliło (a raczej wypalało) się dobrze.

I taki to happy end krótkiej historii.
A gdyby tak podążać za trendami i nomenklaturą, można by nawet rzec, że to całkiem niezły upcycling! 





piątek, 30 października 2015

Topowy topinambur




Cookery is as old as the world, but it must also remain, always, as modern as fashion
{Phileas Gilbert}


Stare to, czy nowe?



Historia

Bulwy topinamburu spożywane były przez Indian północnoamerykańskich w okresie przedkolumbijskim. Szybko zostały docenione przez kolonistów i zawędrowały do Europy i Azji. Rozpowszechniły się, choć uprawiane były raczej jako warzywo ogrodowe, na ograniczoną skalę, a nie na polach. W XVIII wieku straciły na znaczeniu zastąpione przez ziemniaki. Później bulwy wykorzystywane były głównie jako roślina pastewna, choć okresowo zyskiwały na znaczeniu. Przykładowo podczas II wojny światowej ponownie były popularne we Francji. W okresie przedwojennym były nierzadko uprawiane na Śląsku. Współcześnie bulwy topinamburu traktowane są zwykle jako dość ekskluzywne i rzadko spotykane warzywo.

Tyle Wikipedia. Czyli roślina stara jak Północnoamerykańscy Indianie.

Ale też i nowa.
Bo spróbuj dziś obejrzeć odcinek jakiegokolwiek polskiego kulinarnego show, w którym nie pojawi się tenże bohater.
Topinambur stał się po prostu modny.
Ale może w tym wypadku to i dobrze, bo naprawdę warto go spróbować. 

Kiedy w Hong Kongu spróbowałam bulionu z lokalnymi kluskami i kasztanem wodnym, nie miałam pojęcia, że kasztany wodne były jeszcze kilkadziesiąt lat temu popularne i szeroko uprawiane w Polsce! Warto o tym poczytać.

Oto - obok walorów smakowych - najciekawszy aspekt jedzenia - odkrywanie nowego!
A skoro o zaletach mowa...

Walory Smakowe
Nie rozumiem tych jakże częstych nawiązań do ziemniaka. [W XVIII wieku straciły na znaczeniu zastąpione przez ziemniaki. - sic!]
Jak dla mnie, z ziemniakiem nie ma on wiele wspólnego. Jest słodki i ma wyraźnie orzechowy posmak. Charakterystyczny. Warty poznania i zapamiętania.


Sposób przyrządzania
Jest ich zapewne bardzo wiele. Ogranicza nas tu tylko wyobraźnia i upodobania smakowe.
Ja zdecydowałam się na klasyczne risotto z ryżu Arborio. Topinambur pokrojony w cienkie plasterki podsmażyłam osobno na maśle - do etapu al dente.
Dodatki - jedynie cebula, czosnek, świeży rozmaryn, Grana Padano.
Ach, i z braku białego wina... whisky. 




środa, 17 czerwca 2015

Hong Kong


Hong Kong is a wonderful, mixed-up town where you've got great food and adventure. First and foremost, it's a great place to experience China in a relatively accessible way.

{Anthony Bourdain}