niedziela, 28 kwietnia 2013

Poleciało, a owies się lubi z kokosem



I suppose I could have stayed home and baked cookies 
and had teas
{Hillary Clinton}




I tak jakoś po cichu i niepozornie minął rok i trochę, odkąd w Różnych Rzeczach pojawił się pierwszy wpis.
Co do tej pory dał mi ten rok na blogu?
Dużo radości, lepszy sprzęt fotograficzny, kilka wyzwań i propozycji, sporo gimnastyki przy fotografowaniu, pełno inspiracji i miłych gestów ze strony innych Bloggerów i Bloggerek. Podsumowując: same pozytywy!!!

Na takie pierwsze podsumowanie szykuję wpis, do którego zaprosiła mnie Alutka - 'kilka zdjęć o mnie'. Mam nadzieję, że czas pozwoli podzielić się nim wkrótce. :)

Tymczasem ostatnio - również dzięki blogom - odkrywam na nowo urok płatków owsianych. Owsianka z żurawiną to aktualnie najlepsze dla mnie śniadanie. Albo lunch.

I na ciasteczka owsiane od dawna miałam ochotę, ale nie czas, by je upiec.
W końcu jednak kolejne blaszki powędrowały do piekarnika późną nocą. Niestety (?) są to bardzo niebezpieczne ciasteczka. Pierwsze zjedzone jeszcze na ciepło skutkuje chęcią zjedzenia kolejnego, a nawet dwóch, a najlepiej tak pięciu...
Przepis podkradziony od krakowianki z bloga Krew i Mleko, leciutko tylko zmodyfikowany.

Ciasteczka owsiano-kokosowe z prażonymi migdałami

kostka masła pokrojonego w kawałeczki
3/4 szklanki drobnego cukru trzcinowego Dry Demerara
1 jajko
1 łyżka esencji waniliowej
1 szklanka mąki pszennej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
pół łyżeczki soli
2 szklanki płatków owsianych
szklanka wiórków kokosowych
2 garści migdałów

Migdały siekamy na kawałki, prażymy na patelni. Pod koniec prażenia posypujemy łyżką białego cukru, by lekko się skarmelizowały. Mieszamy i studzimy.
W jednej misce mieszamy mąkę, proszek do pieczenia, sól, płatki i wiórki. W drugiej misce przy pomocy miksera ubijamy masło do białości, a następnie dodajemy cukier - w kilku partiach i dalej miksujemy do uzyskania puszystej masy.
Dodajemy jajko, ekstrakt waniliowy i następnie wymieszane suche składniki oraz migdały. Mieszamy, aż uzyskamy jednolitą, lepką masę.

Z ciasta formujemy kulki, które spłaszczamy i układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia (zostawiamy spore odstępy, gdyż ciasteczka rosną).
Pieczemy 15 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni.


PS. Białe inspiracje na zdjęciach są również ściśle powiązane z blogowaniem: 
1. wazony zostały własnoręcznie przemalowane z niewyjściowych kolorów farbą w sprayu;
2. kubek jest nagrodą w konkursie fotograficznym magazynu Weranda.





niedziela, 14 kwietnia 2013

Jeśli nie możesz się wybrać nad morze, zaproś morze do domu...


We must free ourselves of the hope that the sea will ever rest. We must learn to sail in high winds.
{Aristotle Onassis}




Dzisiejszy post to przede wszystkim historia o Dzielnej Kobiecie.

Jest ona młodą żoną i mamą, która na swojej drodze zawodowej w momencie dużych nadziei i radości, spotkała się z rozczarowaniem. Nazywało się ono wypowiedzenie... z powodu ciąży.
Jako socjologa takie historie drażnią mnie podwójnie.
Pamiętam pewną rozmowę kwalifikacyjną, jakieś siedem lat temu, na której nagle padło pytanie o dzieci posiadane i planowane. Powiedziałam, że takie pytanie nie miało prawa paść. Ale takie pytania niestety padają często. A wcale nie rzadziej szczęśliwe przyszłe i młode mamy z entuzjazmem wracają do swego miejsca pracy po to, by zastać inną osobę i inny kubek na swoim biurku.

Pewna Dzielna Kobieta nie poddała się jednak. Urządzając swej rodzinie ich nowe miejsce na ziemi, dostrzegła potrzebę bliską wielu jej podobnym kobietom - potrzebę oswojenia przestrzeni pięknymi dodatkami, które nie zrujnowałyby portfela, i tak już często nadwyrężonego samym zakupem lokum, lub po prostu codziennymi wydatkami.

Pomyślała o pięknie połączonym z funkcjonalnością. O przedmiotach które "można wykorzystywać na tysiące sposobów tak, że słój może być doniczką, wazonem, lampionem...".

I tak z dużej ilości pozytywnej energii i miłości do ładnych rzeczy powstał sklepik internetowy.
Koniecznie TU zajrzyjcie, by przekonać się, dokąd prowadzą doświadczenia Dzielnej Kobiety i jak możemy skorzystać z jej poszukiwań niebanalnych przedmiotów.

Mnie w tym sklepiku zafascynowały lampiony. Jeden z nich pokazuję Wam poniżej. 
W takim morskim, kuszącym lato klimacie.
Bo nawet, jak się mieszka 100 kilometrów od morza, to czasem jest do niego za daleko. Ale zawsze można zaprosić je do domu. :)

A gdyby ktoś zgłodniał, to polecam słodkawą, sycącą morską zupę z mlekiem kokosowym.

Morska zupa (4-5 porcji):

450g fileta z białej ryby (użyłam mintaja)
250g dużych krewetek (gotowanych)
500ml bulionu rybnego (lub z kurczaka)
puszka mleka kokosowego
1 cebula
2 ząbki czosnku
5 średnich ziemniaków, umytych, nieobranych
150g zielonego groszku
1 papryczka chilli
1 łyżeczka sproszkowanego imbiru
2 liście laurowe
3 liście limonki kafir
2 ziarenka ziela angielskiego
skórka otarta z połowy cytryny
3 łyżki sosu rybnego

W garnku z grubym dnem na małym ogniu rozpuszczamy łyżkę masła z łyżką oliwy. Wrzucamy pokrojoną cebulę, czosnek, liście limonki i laurowe, ziele angielskie, imbir, pokrojoną papryczkę chilli oraz pokrojone w kostkę ziemniaki. Dusimy około 5 minut. Dodajemy bulion i sos rybny. Gotujemy do czasu, aż ziemniaki będą prawie miękkie. Dodajemy mleko kokosowe, skórkę cytryny, pokrojoną w kawałki rybę oraz groszek. Gotujemy kolejne 10 minut. Na koniec dodajemy krewetki i podgrzewamy krótką chwilę, aż będą ciepłe.




środa, 3 kwietnia 2013

Zabaśniony kogel-mogel



 
Dottor Randazzo, non le ho nemmeno offerto niente
Prende qualcosa?
Vuole…vuole uno zabaione? 
{Dante 'Johnny Stecchino'}




Któż nie pamięta z dzieciństwa kręcenia kogla-mogla? 
Taka słodkość, gdy w domu nie było żadnych słodyczy, a jajka i cukier tak.

Tymczasem - po małej modyfikacji wykonawczej i alkoholowej - to znany, klasyczny, włoski deser, popularny również w Argentynie i Urugwaju. A w zasadzie, w różnych odmianach, prawie na całym świecie (zabaglione, sabayon, sambayón, eggnogg, rompope, advocaat, coquito, eierpunsch, amazake...)
Kilka minut więcej i nieco alkoholu zmienia dziecięcy przysmak w wytrawny deser dla dorosłych. Zapewne nie wszyscy się skuszą na taką słodkość z powodu - bardziej lub mniej uzasadnionych - obaw przed kulinarnym wykorzystaniem surowych jaj. Szanuję takie ograniczenia, ale akurat mnie one nie dotyczą.

Za dużo kogla-mogla w moim życiu było...

Więc jeśli akurat zostały mi żółtka wykorzystania, postanowiłam powierzyć im główną rolę w osładzaniu środowego popołudnia.


Jeśli masz...

4 żółtka
6 łyżeczek cukru
50ml Malibu (lub w wersji klasycznej Marsali, lub - dla pragnących sięgnąć korzeni - Moscato d'Asti)
łyżeczkę ekstraktu waniliowego (nie wanilinowego!!!)

... to przyrządzisz z tego 3 porcje deseru.

Wszystkie składniki umieścić w misce (odpornej na gorąco) ustawionej na garnku z białym wrzątkiem (sic! - wolę angielskie 'simmering'). Miska nie może dotykać powierzchni wody. Ubijać ręcznym robotem, aż mieszanina potroi objętość - będzie jasna, gęsta i piankowa.
Podawać od razu - ciepłe, lub na zimno - odczekując przynajmniej 15 minut, na przykład z kwaskowatymi owocami leśnymi...
I w takim zabajonym nastroju, wystarczy jeszcze włożyć szpilki i szminkę w wiosennym kolorze i można podbijać


PS. Jak byłam mała, a pojawiły się u nas lody o smaku 'zabaione', to byłam przekonana, że oznacza to, iż one są takie właśnie... zabajone, zabaśniowane, zaczarowane... ;)

W sumie w smaku trochę są.