wtorek, 14 maja 2013

Upiekłam sobie, bo się lubię.




"What she needed was a walk.
And if that didn't work, then there was always cheesecake in the fridge.
There was nothing in the world that couldn't be cured by cheesecake."
{Alexandra Ivy}



Odsłona 1.,  20-25 lat temu
Jako dziecko nie lubiłam sernika. Zwłaszcza z rodzynkami. Wydłubywanie ich z ciasta było bardzo mozolnym zajęciem. Jednak jako 'raczej-nie-narzekające' dziecko zjadałam 'przydział' ze swojego talerzyka. Rodzynki zostawały, ma się rozumieć.

Odsłona 2., 5-10 lat temu
Jako dorosła już osoba przez długi czas uważałam, że przygotowanie i upieczenie sernika to jakieś karkołomne przedsięwzięcie. W związku z tym, przez lata nawet nie podchodziłam do tematu. Jakie więc było moje zdziwienie, gdy okazało się, że to wcale nie takie straszne.
Zwłaszcza, gdy używamy gotowego, już zmielonego sera i ciasteczek jako bazy na spód.

Odsłona 3., 4-5 dni temu
Ochota na sernik przyszła znienacka i po dwóch dniach okazała się nie do stłumienia. Mimo deficytów czasowych, ponieważ jednak lubię siebie, postanowiłam uczynić zadość ochocie i upiec sobie sernik. Ale, ale... musiał to być sernik o odpowiednich właściwościach.
Po pierwsze, musiał być kokosowy. Po drugie wilgotny, ale w miarę lekki. Po trzecie nie za słodki, a nawet z minimalną nutą słoności. A więc koniecznie z domowym, lekko słonym sosem karmelowym. I zbożowo-sezamowymi ciasteczkami na spód.
Aha, oczywiście bez rodzynek!


Zauważam u siebie cykliczne tendencje w podejściu do aktywności kuchennych. Raz mam ochotę z aptekarską precyzją wypróbowywać przepisy, podejmować kulinarne wyzwania, stawiać sobie różne poprzeczki do przeskoczenia, zachwycać się procesami, jakie zachodzą w trakcie podgrzewania czy mieszania różnych substancji.

Kiedy indziej - i tak jest teraz - interesuje mnie tylko efekt końcowy w postaci smaku, a przepisy i wytyczne co do ilości i objętości mnie irytują. Wrzucam składniki 'na oko', szczyptami, garściami. Improwizuję. 

Wtedy też trudniej o dzielenie się przepisami, bo garść garści, a haust haustowi nierówny.
W przypadku sernika, w zależności od stopnia konsystencji i delikatności samego sera różny też może być czas pieczenia. Trzeba więc z zainteresowaniem podglądać, co się dzieje w piekarniku i odpowiednio reagować. :)

A potem to, bez zbędnego dbania o prezentację, już tylko siąść sobie wygodnie i delektować się sernikiem upieczonym tylko dla siebie (no dobra, Mąż też skorzystał...). I to przez dwa dni...
Bo tuż po (prawie całkowitym, bo kto by doczekał końca, gdy ochota bombarduje mózg!) wystudzeniu, sernik jest cały jak puch rozpływający się w ustach.
Na drugi dzień zaś, nabiera pełni swojego sernikowego charakteru - z konkretniej zaznaczającym się kruchym spodem i zwartą masą serową.

Wtedy ochota zamienia się w przyjemne poczucie kulinarnego zadowolenia.
Kto powiedział, że można czerpać radość tylko z karmienia innych?





Spód:
200g ciastek zbożowych (lekko słonych)
200g stopionego masła
garść albo dwie wiórków kokosowych

Wiórki z ciastkami rozdrabniamy w blenderze na piasek. Łączymy z masłem. Wylepiamy masą spód tortownicy (uprzednio wyłożonej papierem do pieczenia). Podpiekamy spód 15 minut w piekarniku nagrzanym do 175 stopni.

Masa serowa:
1 duże wiaderko sera sernikowego
4 małe (3 duże) jaja
2-3 duże garści wiórków kokosowych (muszą być wyczuwalne w strukturze masy serowej)
mały haust esencji waniliowej
duży haust Malibu
50g cukru

Żółtka z cukrem ucieramy na kogel-mogel. Dodajemy esencję waniliową, Malibu, ser i wiórki kokosowe. Dokładnie łączymy składniki. Z białek ubijamy ze szczyptą soli dość sztywną, ale elastyczną pianę. Dodajemy do masy serowej w 3 partiach, delikatnie mieszając szpatułką. Masę wylewamy na podpieczony spód. Całość pieczemy 45-60 minut (w zależności o średnicy i wysokości formy, im wyższa - tym dłużej), do całkowitego ścięcia sera i lekko suchego wierzchu.
* Do piekarnika wraz z sernikiem wstawiamy żaroodporną miseczkę z wodą.

Po wyłączeniu piekarnika zostawiamy sernik do całkowitego ostudzenia, lub przynajmniej tyle, ile możemy wytrzymać nie próbując go... :)

Sos karmelowy - co i jak TUTAJ.

Enjoy!

27 komentarzy:

  1. Przepiękne zdjęcia, serniczek wygląda niesamowicie apetycznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty chyba kobitko z kuchni nie wychodzisz:))))))))) pycha!:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, właśnie ostatnio do niej tylko wpadam! Tyle rzeczy do zrobienia na zewnątrz kuchni, zwłaszcza gdy pogoda sprzyja!

      Usuń
  3. taki sernik to poezja :) mnie też ostatnio dopadła chęć sernikowa i wyklarował mi się obraz sernika z marakaują, będę działać w weekend :) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Działaj, działaj. Widzę, że u Ciebie ostatnio owocowy twist! Ale tarta z rabarbarem to było coś!

      Usuń
  4. W moim wypadku trochę podobnie było, jako dziecko nie przepadałam za sernikiem, choć jako miłośnik słodkości zawsze próbowałam. Potem wydawało mi się, że pieczenie sernika jest wyjątkowo trudne, a ja do tego kompletnie niestworzona. Dziś serniki uwielbiam i jeść i piec:) A taki upieczony tylko dla mnie to najbliższe marzenie do zrealizowania:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, takie marzenia trzeba realizować, zanim ulecą. :)

      Usuń
  5. Z tymi rodzynkami chyba już tak jest, ale teraz lubię , za to moja córka nie.
    Zdjęcia piękne i aż chciałoby się spróbować.
    Ja już mój sernik właśnie skończyłam pałaszować , :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem pod wrażeniem faktu, ile osób akurat w tym momencie ma "sernikowy czas". To takie fajne...

      Usuń
  6. So true, I didn't like cheesecake as a child as well, but now I could eat it all day every day:) My favourite is the classic one. Yum! Have a beautiful day, dear. Your photos always make me swoon:) xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, Thank you Diana. I am so glad you have many childhood memories similar to mine! Hugzzz!

      Usuń
  7. Kochana, w myślach mi czytasz. Taki serniczek chętnie bym zjadła a już z solonym karmelem to na pewno :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zastanawiam się, co jest bardziej apetyczne - Twój sernik, czy Twój tekst :) Z przyjemnością poczytałam sobie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och to bardzo miłe! Lubię sobie czasem tak popisać ;)

      Usuń
  9. Ło matko! ślinka cieknie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kokosowy sernik - brzmi cudnie! :)
    U mnie cytrynowy akurat dziś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie! Początek maja = czas serników??? Czy jakieś deficyty wapnia z nabiału wszystkie mamy? :D

      Usuń
  11. Taki sernik z sosem karmelowym to istne pokuszenie :)
    pysznie wygląda :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ożesz ale mi smaka narobiłaś sernik uwielbiam ! ,co prawda za kokosem nie przepadam, ale od czasu do czasu mogę zjeść chyba popełnię to zbrodnię ;p przez Ciebie ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeee tam, taka zbrodnia to sama przyjemność. Trzymam Cię za słowo!

      Usuń
  13. Aaaaaaaaaaaaaaaale mi smaka narobiłaś, a miałam się "odchudzać" :o)

    OdpowiedzUsuń
  14. Mmmmmm.... ja też zawsze myślałam, że upieczenie sernika to wyczyn ponad przeciętny, dopóki P. nie zrobił rach ciach i do tego pysznie :> A ten wygląda nieziemsko, ale musi pachnieć i smakować!

    OdpowiedzUsuń
  15. Oddałabym wiele za taki sernik tu i teraz !!
    Sama rokosz !!

    OdpowiedzUsuń
  16. jak zwykle niezwykle smakowicie:)))
    pozeram w calosci - sernik uwielbiam:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Ach, jakiś Fanklub Sernika trzeba normalnie założyć!

      Usuń
  17. rewelacyjne zdjecia!super blog:)

    OdpowiedzUsuń