I'm such a girl for the living room.
I really like to stay in my nest and not move. I travel in my mind, and
that that's a rigorous state of journeying for me. My body isn't that
interested in moving from place to place.
{Bell Hooks}
Kto jeszcze tak ma?
Zwłaszcza w takie szare soboty, gdy przedwiośnie się spóźnia.
Skoro na dworze ziąb i fotografować można tylko brudny śnieg (a właściwie jego resztki), postanowiłam odpalić mojego Nikona w domu.
I muszę przyznać, że śmiało można by wprowadzić nową dyscyplinę fitness - 'indoor shooting'.
Fotografowanie wnętrza i we wnętrzu (zwłaszcza, gdy nie jest to salon o powierzchni 100 m²) to poważne wyzwanie sprawnościowe. Skakanie po meblach z zachowaniem szczególnej ostrożności, czołganie między meblami, wyginanie głowy pod nienaturalnym kątem to tylko niektóre z elementów fotograficznej gimnastyki.
Mimo to, a może WŁAŚNIE DLATEGO, efekt po raz pierwszy mnie zadowolił.
Do tej pory zazdrościłam ładnych zdjęć domowych Dziewczynom, blogo-fotografkom, które potrafiły złapać cały urok przestrzeni i drobiazgów w swoich domach.
A jakie są Wasze doświadczenia, sprawdzone patenty na fotografowanie (małych) wnętrz?
Dodatkowo przy oglądaniu i selekcji fotek naliczyłam w moim pokoju dziennym 11 ozdobnych własnoręcznie wykonanych projektów DIY. Dziś dołączył jeszcze jeden - mały, biały chwościk widoczny na przedostatnim zdjęciu. Bardzo lubię wszelkie pompony, ozdobne chwosty i zawieszki - jakoś nigdy ich nie za wiele. Można nimi obdzielić wszelkie klamki, uchwyty i kluczyki od szaf.
Na jeden chwościk potrzeba:
- sznurek o grubym splocie (mój to sznurek wędliniarski (!), cóż z tego, skoro jest taki fajny...)
- dowolne błyskotki i klej na gorąco
- 15 wolnych minut z nogami wyciągniętymi na stole (instrukcja TU)
Może i jeden mały chwościk wiosny nie czyni, ale może tym razem zrobi wyjątek???
Pozdrawiam sobotnio tym setnym postem.