How must it be
to be moss,
that slipcover of rocks?—
imagine,
greening in the dark,
longing for north,
the silence
of birds gone south.
How does moss do it,
all day
in a dank place
and never a cough?—
a wet dust
where light fails,
where the chisel
cut the name.
{Bruce Guernsey}
W ten weekend jemy pierwszy tej jesieni bigos. Aromatyczny, odpowiednio cierpki i odpowiednio zaprawiony (poszło w niego 3/4 butelki wytrawnego wina, tempranillo).
Pozazdrościłam też pewnym Bloggerkom ozdób z mchu i też sobie takie sprawiłam. O tej porze roku w ogródku znalazłam go aż nadto. Znalazłam też jakieś 'jagódki', które już sobie na nim leżały. Oraz szyszkę. I dwie śliwowe gałązki. Rach-ciach i jesienna ozdoba stołu gotowa. Choć trochę się boję, czy nocą coś z tego mchu nie wyjdzie i nie zadomowi się w ciemnym kącie...
A po bigosie, coś słodkiego.
Błyskawiczne babeczki, na bazie przepisu na babkę pieczoną w keksówce, która zawsze się udaje. Ta babka była chyba pierwszym ciastem, jakie piekłam. Przepis dostałam od mojej przyjaciółki, która powiedziała, że "tego ciasta nie da się popsuć". Dlatego w moim zeszycie widnieje ono pod nazwą "Zawszeudające się Ciasto Agniechy". To ciasto znacząco zmieniło moje życie. Wypiekowe. Ponieważ wcześniej uważałam, że jestem wypiekowym beztalenciem. I nawet nie śmiałam myśleć, że w tej dziedzinie będę tu, gdzie jestem teraz. Dlatego od czasu do czasu sięgam po ten sentymentalny, szybki i prosty sposób na puszyste, lekkie ciasto, które można modyfikować na sto sposobów. Albo nawet na sto jeden.
Na jedną keksówkę lub 6 małych babek:
3 jajka
szklanka cukru
1 opakowanie cukru waniliowego
120g klarowanego masła
3/4 szklanki mocnego naparu z naturalnej kawy
2 szklanki mąki
łyżeczka proszku do pieczenia
Jajka ubić z cukrem na gładki, puszysty krem koglo-moglowy. Dodać cukier waniliowy i masło oraz przestudzony napar kawy. Zmiksować. Dodać mąkę przesianą z proszkiem do pieczenia. Dobrze wymieszać.
Masę wylać do natłuszczonej keksówki lub foremek na babeczki. Piec w temperaturze 175 stopni do suchego patyczka (35-40 minut).
Podałam z domowym sosem karmelowym.
Ale pychotka, amozesz zdradzić przepis na sos karmelowy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Po przepis na sos zapraszam do posta: http://roznerzeczydominiki.blogspot.com/2012/11/pavlova-do-potegi-sodkosci.html. Pozdrawiam i zaraz odwiedzam!
UsuńJakie to wszystko apetyczne, soczyste, pachnące i przemawiające do wyobraźni :) cudowne foto!
OdpowiedzUsuńTeraz i ja zazdroszczę Tobie mchu w wazonie! Wystrój taki jesienny, ale odczuwam w nim powoli zbliżające się Święta. Usiąść przy tak pięknie udekorowanym stole to musi być prawdziwa przyjemność.
OdpowiedzUsuńTwoje zdjęcia do mnie MÓWIĄ.
OdpowiedzUsuń:)
O wow! :) Dziękuję...
UsuńNie zdążyłam nic dzisiaj upiec... ale jutro przecież też jest dzień...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Dominiko!
A dekoracja piękna, lekka, idealna! :)
Jasne, że jutro też jest dzień. Chyba że preferujesz pieczenie nocą? Podobno bardzo klimatyczne zajęcie... :)
UsuńWszystko jak zwykle pięknie podane i sfotografowane :)
OdpowiedzUsuńTak mi narobiłaś smaka, że zaraz poliżę monitor :)
:*
Jeeeeej jak ładnie jest na Twoim stole :))))
OdpowiedzUsuńale pychota i jak pięknie podane! cudne kolory i jak zawsze zadziwiasz tymi ujęciami...:)
OdpowiedzUsuńdobrego wieczorku
Cieszę się, że tak piszesz. To dla mnie bezcenne, umieć kogoś zadziwić. :)
Usuńprześlicznie i pewnie bardzo smacznie :)
OdpowiedzUsuńWhat a lovely blog!
OdpowiedzUsuńThank you! :)
UsuńA tego posta jeszcze nie komentowałam :) fajny ten stroik z mchu, u mnie na balkonie niestety nic nie rośnie, ale za ulicą jest boisko sportowe, trawa taka zielona... coś bym skubnęła, ale obawiam się, że jest sztuczna:(
OdpowiedzUsuńTwoje zdjęcia są takie ciepłe, że chciałoby się zasiąść z Tobą za tym stołem.