Jak tylko zobaczyłam taką poduszkę (ozdobę?) na moim ulubionym polskojęzycznym blogu Wioli, z miejsca się zakochałam w tym pomyśle i ruszyłam do wykonania.
Podążając za nieocenionymi wskazówkami pomysłodawczyni - Katie Steuernagle zużyłam kawałek starego obrusu i kilometr białej nici. Nie ma co - robota ćwiczy cierpliwość!
Wszystkie szwy zewnętrzne i koniec ogonka zaczęłam szyć ręcznie. Jednak po kilku godzinach doszłam do wniosku, że nie obędzie się bez pomocy starego Łucznika. I poszło już szybciej.
A nawet tak szybko, że z rozpędu pięknym łukiem zaszyłam brzuszek, przez który konik miał być zaopatrzony w wnętrzności w postaci syntetycznego wsadu poduszkowego. W związku z tym konik otrzymał wnętrze od strony grzbietu kosztem dwóch 'wypustek'. Plus guzikowe oczko. I teraz zajmuje dumne miejsce na krześle w pokoju.
PS. Zasoby internetu są naprawdę zaskakujące. Instrukcja do kilkudziesięcioletniej maszyny do szycia? Bardzo proszę - tu akurat model 466, ale do mojego - chyba jeszcze starszego - też się nadaje.
cudny...:)
OdpowiedzUsuń