I znowu z inspiracji i przepisu Ewy przywiezionego z Zielonej Wyspy.
Chleb bez zakwasu, bez drożdży, bez wyrastania, bez czekania. Idealnie!
Ale uwaga! Z przeprowadzonych w różnych gronach rodzinnych analiz i badań wynika, że nie każdemu przypadnie on do gustu, zwłaszcza Tatom (zwłaszcza, zwłaszcza tym pracującym w Irlandii :D ).
Mi osobiście (i Ewie też) bardzo on smakuje - i na ciepło, i na zimno, i po dwóch dniach... Ma chrupiącą skórkę, miękkie, ale zwarte wnętrze. Jego słodko-sodowy posmak przywodzi nieco na myśl ciasto. I to mi odpowiada.
A najbardziej w połączeniu z masłem orzechowym.
Składniki na 1 bochenek:
450g mąki żytniej
1 łyżeczka sody
1 łyżeczka brązowego cukru (użyłam trzcinowego - Dry Demerara)
1 łyżeczka soli
1 łyżka płatków owsianych
1 jajko
430 ml maślanki
Wszystkie suche składniki przesiać do dużej miski. Zrobić dołek i wlać lekko roztrzepane jajko pomieszane z maślanką. Wymieszać do połączenia składników. Przełożyć do keksówki wyłożonej papierem do pieczenia, przeciąć ciasto wzdłuż przez środek. Piec 10 minut w temperaturze 230 °C, a następnie zmniejszyć temperaturę do 210 °C i piec jeszcze ok. 40 minut. Chleb będzie gotowy, gdy - popukany - wyda pusty odgłos.
Jeśli przywodzi na myśl ciasto to z pewnością mi też będzie odpowiadał:) Mmmm... z masłem orzechowym...
OdpowiedzUsuńZachęcam. Na pewno warto spróbować. Zwłaszcza, że to 'najszybszy' chleb z jakim miałam do czynienia.
OdpowiedzUsuń