Little things seem nothing, but they give peace, like those
meadow flowers which individually seem odorless, but all together perfume the air.
{Georges Bernanos}
Pewnie już wspominałam, że uwielbiam kwiaty w domu. Nic tak nie dekoruje wnętrza jak świeże kwiaty i rośliny. I wcale nie musi to oznaczać regularnych wydatków na misternie ułożone bukiety zakupione u pani florystki, która ukończyła specjalistyczne kursy składania łodyg w przestrzenne konstrukcje i wie, że specjalny proszek na bazie kwasu acetylosalicylowego i cukru przedłuży żywotność kwiatów.
Nie zawsze trzeba też mieć ogród, żeby korzystać z kwiatowego rogu obfitości.
Czasem wystarczy, wracając do domu, zatrzymać się przy polu lub łące i zerwać to, co oferuje nam lokalna kwiaciarnia pod chmurką. Może to być - na pierwszy rzut oka niepozorny - barszcz zwyczajny lub czarny bez, co kwiaty ma białe (ale owoce czarne, na konfitury i syropy...) i którego - jak tylko się rozejrzeć - wszędzie pełno!
Bez czarny & Barszcz zwyczajny |
Te polne piękności po płukaniu oraz przycinaniu znakomicie i bezpretensjonalnie odnajdują się w pseudo-wazonach z butelek o nietypowych kształtach.
Co ciekawe, mam nieodparte wrażenie, że właśnie te rośliny wyglądają w tym momencie we wnętrzu najlepiej. Może to ten naturalny zegar, co daje nam w okręslonym czasie to, co najbardziej adekwatne do otoczenia. A może po prostu autosugestia i zwykła radość, że to takie "coś z niczego"?
Whatever. Jest cudnie.
Ale walory ozdobne to nie jedyna zaleta. Bez pachnie NIESAMOWICIE, a i barszczyk dorzuca bardzo delikatną, świeżą woń. Nie wszyscy to lubią (to trochę jak siedzenie w pomieszczeniu, gdzie ktoś za mocno się wyperfumował), Mąż też nie bardzo. Ale sam
z zapałem rwał ten bez wśród pokrzyw (niczym Józef Toliboski nenufary), więc niech teraz znosi. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz